Recenzja filmu

Predator (1987)
John McTiernan
Arnold Schwarzenegger
Carl Weathers

Austriak buszujący w paprotkach

Stany Zjednoczone w swym własnym mniemaniu są ostoją demokracji na świecie. W owej amerykańskiej demokracji najważniejszą kwalifikacją, jaką do pełnienia urzędu musi posiadać typowy gubernator,
Stany Zjednoczone w swym własnym mniemaniu są ostoją demokracji na świecie. W owej amerykańskiej demokracji najważniejszą kwalifikacją, jaką do pełnienia urzędu musi posiadać typowy gubernator, jest rola w "Predatorze" – a z pewnością jest tak w Minnesocie i Kalifornii. Być może pomaga też obce pochodzenie z twardym austriackim akcentem. Meine Damen und Herren, przyjrzyjmy się zatem, w czym należy się pokazać i w jaki sposób, aby zdobyć serca i głosy wyborców, którzy są takimi Dummkopfami, że w Vaterlandzie nie przetrwaliby nawet miesiąca. Najpierw należy znaleźć odpowiedni scenariusz. Muszą być w nim umięśnieni, olbrzymi, twardzi, męscy komandosi, takie ludzkie Wunderwaffe. Wśród nich pojawią się wprawdzie reprezentanci mniejszości, czyli ktoś czerwonoskóry i czarnoskóry, ale największe wrażenie muszą wywierać przedstawiciele Herrenvolku. Zatem biali nie mają czasu, żeby krwawić, żują tytoń, żeby doładować popęd seksualny, palą cygara, żeby pokazać, że ssanie symbolu fallicznego wcale nie sugeruje skrytych skłonności homoseksualnych, a jak strzelają, to z vulcana, a nie z jakiegoś tam karabinu dobrego tylko dla maminsynków i dziewczynek. Rzecz jasna, nasze Sonderkommando, przepraszam, amerykańscy komandosi nie będą strzelać do ludzi w jakiejś prawdziwej wojnie. Zostaną za to wysłani do dżungli, która wygląda jak typowa szklarnia w ogrodzie botanicznym, ze szczytną misją odbicia porwanego przez partyzantów, bliżej nieokreślonego rządowego ministra. Minister i tak jest nieistotny, ostatecznie stanowi tylko punkt zaczepienia dla fabuły, która w innym filmie byłaby najwyżej aktem drugim całej opowieści. Gdy już komandosi pod dowództwem Sturmbahnfuhrera Dutcha, granego przez Arnolda, przedrą się przez zagon paprotek – w trakcie czego muzyka spróbuje zapełnić dziurę, w miejscu której powinna być akcja – znajdą oskórowany oddział zielonych beretów, wskutek niezwykle skomplikowanych procesów intelektualnych wydedukują, że nie są pierwszym oddziałem wysłanym do ogrodu botanicznego, rozgromią partyzantów, wezmą jedną fraulein w charakterze jeńca, a wreszcie przekonają się, że w dżungli to oni są zwierzyną dla pozaziemskiej paskudy wyposażonej w umiejętności kameleona, a nie odwrotnie. Jednak Arnold musi sobie oczywiście w jakiś sposób poradzić z kosmicznym dredziarzem, przy okazji wykrzykując pamiętną i niezwykle ważną dla historii kinematografii kwestię „Get to da choppa!”. To, co w "Predatorze" zostało najlepiej przedstawione, niestety jest bezwstydną kalką ze starszego o rok filmu "Aliens". Tam również zostaje wysłany z misją oddział Ubersoldatów, którzy z początku zachowują się tak, jakby zamiast genitaliów mieli przyszyte Schmeissery, a gdy już dostaną od ufoludka po tyłkach – zaczynają panikować, szerzyć defetyzm i ogólnie świrować. Właśnie ten motyw myśliwego stającego się zwierzyną jest główną siłą "Predatora". Muszę też przyznać, że efekty stoją na niezłym poziomie. Nie tylko się nie zestarzały w jakiś drastyczny sposób, czasami wręcz wyglądają lepiej niż to, co przy użyciu komputerów tworzy się współcześnie. O grze aktorskiej ciężko mówić – Gott im Himmel, przecież to film ze Schwarzeneggerem, czego można się spodziewać? Przemocy i zmasakrowanych zwłok jest akurat tyle, ile być powinno, dość, aby podkreślić, że tematyka "Predatora" jest brutalna, ale nie na tyle, żeby wywołać nudności. Muszę się tu do czegoś przyznać. Mianowicie, kiedy bardzo dawno temu, pacholęciem będąc, oglądałem "Predatora" – przyniesionego w czarnym opakowaniu z wypożyczalni video, tak więc przed seansem nie miałem bladego pojęcia, o czym w ogóle jest ten film – trzymał mnie w napięciu, straszył, podobał mi się. Jednak teraz, po blisko dwudziestu latach, film okazał się... po prostu nudny. Kiedy nawet z grubsza pamiętałem zakończenie, stracił cały swój urok. Najwyraźniej jest to obraz, który należy obejrzeć tylko jednokrotnie, zachować miłe wspomnienia i więcej do niego nie wracać. Można co najwyżej poświęcić chwilę na refleksję: który aktor z "Predatora" będzie następnym gubernatorem, i w którym stanie? Ja obstawiałbym Carla Weathersa i Luizjanę.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Predator - bezwzględny łowca, perfekcyjny myśliwy, przerażająca kreatura. Wykreowana przez Stana Winstona... czytaj więcej
Zanim John McTiernan nakręcił kultową "Szklaną pułapkę" z Brucem Willisem, światło dzienne ujrzał jeden z... czytaj więcej
Album z filmu "Predator" Johna McTiernana jest jedną z najobfitszych ścieżek muzycznych znajdujących się... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones